piątek, 13 czerwca 2014

Rzdział 2: Niewolnica

Słońce wschodziło już na niebo , ukazując nowy dzień. Podróż w nocy minęła nam spokojnie. Kiro leżał obok wielkich uszu Namidy, Kyoko próbowała po raz 5 znaleźć coś na mapie. Spojrzałam na poranne słoneczko, takie promienie najlepiej robią na skórę. Dłużej się nie zastanawiając wyciągnęłam z kosmetyczki parę okularów przeciw słonecznych i położyłam się na plecach wilkorczycy. Zwierzę było tak wielkie że ze spokojem obok mnie mogła położyć się Kyoko.
- Cholera! - usłyszałam głos przyjaciółki. Nie wiedziałam czy się śmiać czy płakać z jej głupoty. Od jakiś trzech godzin męczy się z tą mapą.
- Kyoko wiesz że trzymasz mapę do góry nogami?- dopiero teraz prawidłowo przekręciła mapę. Wybuchłam nie pohamowanym śmiechem. Jednak widząc zabójczą minę przyjaciółki... umilkłam. Nie mając co robić wróciłam do leżakowania. Na niebie jak nazłość nie było żadnej chmurki, szkoda bo w innym przypadku mogłabym pobawić się w "ta chmura wygląda jak..." Niespodziewanie coś zasłoniło mi słońce, natychmiast się podniosłam. Byłyśmy w lesie...
- Kyoko nie ma innej drogi? - chciałam popatrzeć jeszcze na moje słoneczko.
- Tędy jest najszybciej, musimy do zachodu słońca być w Oak'u - no trudno, nie ma co się kłócić z Kyoko. Obie jesteśmy strasznie uparte i możliwe, że kłótnia trwałaby cały dzień.  Położyłam się z powrotem na swoje miejsce. Powoli zamknęłam oczy rozmyślając jak zawsze o moim życiu. Mam wyjść za Akirę ? Nie dam rady... po prostu go nie kocham. A co by się stało gdybym nigdy nie spotkała Kyoko? Może nie zaprzyjaźniłabym się z Akirą i nie było by tego "ślubu" ? Nie mogę tak myśleć. Ile wspomnień by mnie ominęło. Wspólne treningi z Kyo-chan, wspólne psikusy , ochrzany, za dużo wspomnień by teraz o nich rozmyślać. Blondynka dużo zmieniła w moim życiu. Gdyby nie ona prawdopodobnie spędziłabym całe życie w rezydencji, nie miałabym znajomych i byłabym bardzo nieśmiała. Nagle poczułam niesamowitą, niebezpieczną magię. W sekundę podniosłam się i skoczyłam na najbliższe drzewo. Siedziałam na gałęzi, zamknęłam oczy i próbowałam odnaleźć tajemniczą moc. Zbliżała się w moim kierunku, byłam pewna że był to człowiek. Tylko jeszcze nigdy nie czułam takiej energii. Przyjaciółka pewnie nawet nie zauważyła że zniknęłam , jednak za prę sekund i ona poczuje tą moc. Wtedy zacznie mnie szukać. A ja w tym czasie zdążę sprawdzić co emanuje taką energią. Skakałam z gałęzi na gałąź. Nagle poczułam tą moc pod sobą. Spojrzałam w dół. Opierając się o drzewa szedł pewien chłopak. Zdążyłam zauważyć że ma coś z prawą nogą. Jego ubiór był strasznie zniszczony. Jakiś podziurawiony płaszcz z kapturem. Ta osoba strasznie mnie zaciekawiła, a co dopiero jej magia... Niewiele myśląc jednym ruchem ręki uwięziłam wędrowca w kuli ognia.
- Więc posługujesz się magią ognia, to wyjaśnia twój zapach i intensywność magi - usłyszałam jego szept.
- Skąd wiedziałeś że tu jestem? - zeskoczyłam z gałęzi.
- Twoja magia, czuć było jej potęgę od wielu kilometrów.  Tylko wydawało mi się że jest tu dwóch potężnych magów, jednakże tamta druga osoba lepiej ją tłumi. Zaciekawiony przyszedłem. - powiedział, gdy zbliżałam się do niego zauważyłam jak spuszcza głowę w dół abym, nie widziała twarzy.
- Kim jesteś ? - zadałam pytanie.
- Może na początek ty się przedstaw piękna damo - nie mogę mu podać prawdziwych informacji.
- Jestem Lua - wiem głupie imię. Ale nic innego na poczekaniu nie wymyśliłam.
- Lua? Piękne imię zapamiętam je, ale pytałem cię o twoje prawdziwe imię - za kogo on się uważa?!
- Lua już powiedziałam - kim jest ten człowiek do cholery?!
- ASUNA!! - i wszystko diabli wzięli... Kyoku musiała drzeć się na cały las prawda? Musiała do cholery!
- Więc nazywasz się Asuna , śliczne imię, jego właścicielka tak samo piękna. Jednak szkoda że używa magi aby inaczej wyglądać tak mi smutno - skąd on...? To zaczyna robić się straszne. Nagle poczułam obcą magię w swoim otoczeniu. Zauważyłam kątem oka jak tajemnicza osoba skakała z wielką prędkością po gałęziach drzew. Już chciałam coś zrobić gdy kula ognia ... wyparowała...
- Co... do ... -
- Zbyt naiwnie panienko. Nigdy nie zapominaj o nieznajomych - po chwili zobaczyłam dwóch chłopaków okrytych pelerynami, jeden który skakał po drzewach i drugi z którym rozmawiałam. Wkrótce po tym usnęłam...
****
- Boże!!! Jak ja nienawidzę, jak ona tak znika!- rzuciłam nieźle wkurzona.
- Wyluzuj, bo zmarszczek dostaniesz.- usłyszałam za sobą głos Kiro.
Durny gad.
- Mam się wyluzować!? Rany, przecież ona zniknęła!
-Cicho siedź! - krzyknął nagle smok.
- Nie będziesz mnie uciszać!- krzyknęłam
- Kyoko, proszę...chyba coś zauważyłem.
Po chwili wahania, posłuchałam tego głupkowatego stworzenia. Co jak co, bywa głupi i irytujący, ale jeśli chodzi o przyjaciół to można na niego liczyć. Dopiero po chwili zorientowałam się, że przez to całe zamartwianie się Asu, kompletnie straciłam poczucie orientacji. Rozglądnęłam się, podczas kiedy Namida trącała nosem o moją dłoń, aby ją pogłaskać. Kiro w tym czasie, nadal miał uszy postawione wysoko do góry. Spojrzałam w niebo. Korona drzew była tak gęsta, że ledwie dostrzegłam, iż słońce zachodzi. Lekki wiatr sprawiał, że aż dostawałam gęsiej skórki. Zamknęłam oczy i wychyliłam głowę do tyłu. O tak. Asuna, mam nadzieje, że nikt cię teraz nie gwałci, ani nie torturuje, bo chciałabym tak posiedzieć przez chwilę.
- Wiedziałam! Tak ktoś jest!- szepnął na tyle głośno, że chyba ten "ktoś" też go usłyszał.
- Cholera. Dobra już wstaję.
Na czworaka podreptałam do czerwonego stworzonka ukrytego w krzakach. Powoli wyciągnęłam głowę, lecz duży krzew wszystko zasłaniał.
- Podejdź tu, jest luka.- szepnął
Mam nadzieje, że dopiorę te spodnie z błota. Rzeczywiście, była luka. I miałam idealny widok na postać, która podejrzanie czekała przed małym domkiem....moment. Tam był dom!!
- Kiedy miałeś zamiar mi powiedzieć, ze tam jest dom!?- wyszeptałam wściekła.
- Eee...Teraz?
Ponieważ nie było zbyt ciemno, spokojnie mogłam zobaczyć, że ten "ktoś" był dobrze zbudowany i wysoki. Miał jeden miecz, więc albo świetnie walczył i czuł się bezpiecznie z taką bronią, albo był magiem. Obstawiam raczej to drugie. Słońce już zaszło i zrobiło się ciemniej, lecz wydawało mi się, że zobaczyłam coś złotego. Naprawdę! Zanim słońce zaszło całkowicie, coś u niego mignęło mi w kolorze złoto-brązowym.
- Idziemy.
****
Kiedy ponownie otworzyłam oczy ujrzałam pochylającego się nade mną chłopaka o pięknych brązowych włosach i niebieskich oczach.
- O Asuna-chan, w końcu się obudziłaś! - uśmiechnął się szeroko. Rozejrzałam się po otoczeniu, dalej byliśmy w lesie.
- Dlaczego mnie porwałeś? Kim jesteś? - zaniepokojona zadałam pytania.
- Czego chce? Niczego nadzwyczajnego. Chciałbym mieć kiedyś mnóstwo pieniędzy i piękną żonę z dziećmi - uśmiechnął się chytry skurczybyk.
- Ale kim jesteś ?!
- Jinta Valencia - skłonił się.
- Czego poszukujesz? - zapytałam nie spuszczając go z oczu.
- Niczego, piękna damo - jak ten człowiek irytował do cholery! Niespodziewanie usłyszałam odgłosy walki. Jinta już chciał biec w stronę odgłosów gdy podniosłam się i zamknęłam go w kuli.
- Teraz mi powiedz po co tu jesteś!
- Gorąca i uparta z ciebie dziewczyna jednak nie mogę - gestem ręki rozwalił moją kulę ognia. Teraz już wiedziałam na pewno jest magiem powietrza. Dam sobie z nim radę a Kyoko pewnie z tym jego przyjacielem. Mamy wygraną w kieszeni. 
****
- Asunaaaaaaa!- wrzeszczałam jak oszalała
Było ich więcej niż myślałam. Co prawda nie byli strasznie silni, jednakże co nieco umieli. Moje ciuchy były w marnym stanie, lecz kiedy się porównało ich ze mną, nie było najgorzej. Jednemu chyba niechcący złamałam rękę. Jeszcze inny walczył ze mną kuśtykając. 
- Asuuuuuuuuu!!!
Namida niechętnie, ale została na zewnątrz. Tak samo ta wredna gadzina. Westchnęłam. Nie mogłam ich narażać na takie niebezpieczeństwo. Ten kuśtykający  nagle stracił przytomność. Pewnie zemdlał. Natomiast ten ze złamaną ręką siedział skulony w kącie. Cudnie. Potem mu wyleczę to ramię, teraz muszę znaleźć tą idiotkę. Zaraz jak będzie po wszystkim założę jej obroże i zapnę na smycz!! Nagle coś mi mignęło. Na złoto.
Cudem uniknęłam śmiertelnej rany. Odskoczyłam na bezpieczną odległość. To był ten chłopak, którego widziałam przed chatką. A właśnie. Jeśli o chatce mowa, to trzeba przyznać, to był niezły kamuflaż. Tak naprawdę było tu chyba z 62543 małych pokoików!! I jak ja do cholery mam ją znaleźć... Wtedy on znowu zaatakował. Skurczybyk był szybki. Ale Asuna, która polowała na moje ciastka była szybsza. Niezdarnie uchyliłam się i sparowałam cios. Stal zabrzęczała o stal. Spojrzał na mnie. Jego oczy...to jego oczy mi wtedy mignęły! Niesamowite! Jak można mieć takie oczy. Niby brązowo-złote, lecz w słońcu wyglądają na pomarańczowe. 
- Fajne oczy.- rzuciłam
W odpowiedzi spiorunował mnie wzrokiem.
- Kyokoooooooo!- usłyszałam nagle
Poderwałam głowę i spojrzałam w kierunku z którego dochodził krzyk. Chłopak chyba też był ciekawy o co chodzi. Był widocznie zdziwiony. Najwyraźniej również zastanawiał się co mogło się stać. Wiem, że to co teraz zrobię, może kosztować mnie życie, ale mam tylko jedna szansę. Schowałam miecze i udając, ze wcale nie mam cykora ruszyłam w kierunku krzyku. O rany, co ja bym dała aby móc biec!!! Ale wyglądałoby to dość podejrzanie. 
- Przyszłam tylko po przyjaciółkę. Nie chcę walczyć.- powiedziałam będąc tuż przy nim
Zilustrował mnie wzrokiem, po czym niepewnie też schował broń. Musiał zauważyć widoczną ulgę na mojej twarzy, bo on też się rozluźnił. Oboje westchnęliśmy.
- Jestem Kyoko. Znana inaczej jako Tancerka Wojny.
- Jestem Haru.Znany jako Zabójca Bogów Ognia.
Przez chwilę staliśmy w ciszy. W końcu ruszyłam szybszym krokiem do Asuny. Jeśli będzie cała to ją zabiję. 
- Asunaaa!- krzyknęłam
- Tutaj! 
Na drodze stały mi jeszcze tylko wielkie dębowe drzwi. Nie patyczkując się kopnęłam je z całej siły. Drzwi pękły w połowie i wyrwały się z nawiasów. Przeczesałam wzrokiem pokój. Chyba miałam straszną minę, ponieważ chłopak, który kucał tuż przy niej był cały blady i patrzył na mnie jak na ducha. Momencik. Czemu ona była związana... Poczułam jak czarna aura otacza moje ciało. Wolno, postawiłam pierwszy krok w ich stronę. I następny. I następny. 
- Ostatnie słowo?- spytałam stojąc tuż za nim.
- Asuna, pomocy...- błagał ze świeczkami w oczach.
Niestety nie miałyśmy czasu na błagania. Chwyciłam go za kołnierz i odrzuciłam za siebie. Cała ściana była w gruzach.
- Żyjesz?- spytałam odwiązując węzły.
Cisza.
- Hej, Asu, wszystko...- zatkało mnie.
Miała łzy w kącikach oczu i cały czas patrzyła przed siebie.
Spojrzałam wściekła na chłopaka, którym rzuciłam. Leżał nadal na tych gruzach i próbował uciekać. Natychmiast znalazłam się przy nim.
- Coś jej powiedział...?- wyszeptałam łapiąc go za szyję.
Widocznie nie był zbyt blisko związany ze złotookim, ponieważ tamten opierał się tylko o próg drzwi i nas obserwował.
- Ja...ja nie..skąd...nic nie zrobiłem...
Walnęłam go w kolano. Krzyknął z bólu.
- Ja chciałem was sprzedać!- wykrzyczał w końcu, jak zobaczył, że znowu chcę go uderzyć.- Widziałem was już wcześniej.Nie było trudno ją zachęcić, aby sama przylazła. A potem użyliśmy ją jako przynęty.- zaśmiał się. Chyba nie wiedział w jakiej jest sytuacji. Upuściłam go i spojrzałam na Haru. Stał w milczeniu i również na mnie patrzył. W końcu z wahaniem w głosie powiedział:
- Byliśmy handlarzami niewolników. Jednak ja nie brałem jakoś specjalnie w tym udziału. Teraz zamierzamy dołączyć do gildii. 
Nadal na niego patrzyłam. Nie wydawało się aby kłamał. 
- Namida!- krzyknęłam.
Kilka sekund później w oknie pojawiła się wilkorczyca a na niej Kiro. Smok spojrzał na krytyczny stan Asuny a potem na gościa, który leżał na podłodze. 
- Błagam, Kyoko, powiedz, że mogę go spalić.- spytał z nadzieją
- Nie. 
Wzięłam przyjaciółkę na ręce i zaniosłam na grzbiet Namidy. Podczas drogi do gildii będę mogła ją leczyć. Usiadłam tuż za nią i już kiedy miałam odjeżdżać, odwróciłam się i spojrzałam na chłopaków. Haru taksował mnie zaciekawiony wzrokiem, natomiast jego przyjaciel patrzył na mnie nadal cały blady. 
- Już wcześniej się przedstawiałam, ale co mi tam. Nazywam się Kyoko Hirayama a osoba, którą zamierzaliście sprzedać nazywa się Asuna Miko. Też mamy zamiar dołączyć do gildii. Do najlepszej gildii na świecie.- powiedziałam po czym ruszyłyśmy.

sobota, 8 lutego 2014

1. Ucieczka i początek przygody !

Jak zawsze przemierzałam dość długie korytarze by dojść do jadalni. Po wczorajszym balu zaspałam, było już cholernie późno a dziś miała do nas przybyć nowa ochrona. Chciałam z nowym szefem ochroniarzy być w dobrych kontaktach tak jak ze starym. To dawało mi duże korzyści przy ucieczkach, ochrona zawsze mnie kryła. Ciekawa jestem kogo tym razem wynajął mój ojciec. Rozumiem, że od niedawna ludzie zaczęli czyhać na nasze życia. Ale żeby w środku roku wynajmować dodatkową połowę ochrony?! Coś mi tu nie grało. Gdy weszłam do jadali okazało się, że rodzinka już zjadła. Podeszłam do jednej z moich ulubionych kucharek.
- Ohayo! - przywitałam się ze wszystkimi kucharkami i pokojówkami które były w pomieszczeniu.
- Ohayo, siadaj zjedz rosołek...- odparła kucharka. Nie miałam jednak czasu, musiałam szybko porozmawiać z tatą.
- Później Buniu, teraz zrobię sobie kanapkę i pójdę do taty - uśmiechnęłam się smarując dżemem chleb.
- Pan ma jakiś oficjalnych gości w swoim gabinecie. Więc powinnaś się lepiej ubrać, skoro chcesz iść do gabinetu - spojrzałam na swój wygląd. Krótkie szorty, luźna fioletowa bluzka na ramiączkach. Tak miała rację ten strój nie pasował wielkiej spadkobierczyni. Boże jak ja czasem nie lubię tego wyrazu. Kiedy go używam wszystko staje się łatwe, a ja nie lubię iść na łatwiznę. Wolę przy trudnościach spodziewać się ciekawych przygód, z których zawsze wyniosę jakąś naukę. W powrocie do swojego pokoju zjadłam kanapkę. Mój pokój był drugi z największych. Największa była sala balowa, gdzie jak wskazuje nazwa były urządzane przyjęcia. Podeszłam do mojej garderoby. Po prawej stronie miałam spodnie i spódniczki. Po lewej bluzki, na środku stała półka z butami a na samym końcu w tyle, całą ścianę zajmowały balowe suknie. Złapałam za turkusową sukienkę.
- Nie, nie - przeglądałam dalej suknie. - Ta jest idealna! - krzyknęłam z zachwytem widząc piękną białą sukienkę. Dostałam ją od mamy wczoraj na urodzinach. Szybko się w nią przebrałam i ubrałam białe pantofelki.
- Teraz mogę iść - uśmiechnęłam się, widząc swoje odbicie w lustrze. Przemierzałam dość długie korytarze na trzecim piętrze. Korytarz do gabinetu taty był wypełniony naszymi rodzinnymi portretami. A przy samych drzwiach wisiał po prawej stronie mój portret kiedy używałam magi, a po lewej kiedy byłam w sukni balowej... Była koloru jednak różu, jak dobrze pamiętam to były to moje piętnaste urodziny.  Już chciałam popchać wielkie drzwi gdy poczułam na swoim ramieniu delikatną dłoń. Szybko się odwróciłam.
- Mamo? - spojrzałam na rodzicielkę.
- Nie wchodź tam teraz - pociągnęła mnie z powrotem na początek korytarza. Już wiedziałam gdzie mnie prowadzi. Do jej ulubionego miejsca. Otworzyła wielkie drzwi balkonowe i wyszłyśmy na balkon. Nie był zbyt wielki, ale też nie był mały. W jednym z kątów stał fortepian na którym w lato siadałam i grałam. Obok mały stoliczek dla czwórki osób. Podeszłam do barierki, widok był niesamowity.  Widać było całą naszą ziemię, po niej las aż w końcu zamek i arenę w Crocus. Na naszej ziemi rosły wiśnie które we wiosnę kwitnęły i sprawiały, że ten balkon stawał się piękniejszy. Tak, to było właśnie mojej mamy ulubione miejsce. Miejsce na chwilę ciszy.
- Siadaj - wskazała mi miejsce. Grzecznie podniosłam sukienkę lekko i usiadłam. Moja mama od zawsze była wielką damą i dlatego przy niej musiałam zachowywać maniery.
- Więc? Dlaczego nie miałam wchodzić do gabinetu? - od razu zapytałam o co mi chodzi. Bez żadnego obwijania w bawełnę "ładna pogoda" itp.
- U taty jest rodzina królewska - usiadła naprzeciw mnie.
- Akira jest u nas? - zapytałam z uśmiechem. Akira był księciem całego państwa, którego w razie niebezpieczeństwa miałam chronić. Był ode mnie rok starszy i znałam go od dziecka.To znaczy znałam od dziecka, ale przyjaźnić zaczęliśmy się dopiero po roku odkąd poznałam Kyoko. Za to Kyo-chan poznała go dopiero rok po zamieszkaniu u nas.
- Tak. I o tym chciałam z tobą porozmawiać. Rodziny królewska twierdzi, że dobrze by było połączyć nasze rodziny - to była cudowna wiadomość.
- To wspaniale, nareszcie będę z Akirą rodziną - klasnęłam w dłonie z zachwytu.
- Chcą połączyć nasze rodziny poprzez wasz ślub - moja mina zrzedła... Nie chciałam wychodzić za mąż za Akirę... Oczywiście nie w tym sensie! Mogę spokojnie powiedzieć, że był przystojny, męski i uroczy. Jednak znaliśmy się od dziecka. Nie widzę sensu by zmieniać naszych relacji. W końcu nie chcę zaraz brać ślubu i mieć u nogi kulę. Nie w tym sensie oczywiście. Po prostu wiem, że jako królowa miałabym wiele obowiązków, a ja chciałam poznać świat! Mieć wspaniałe przygody, zakochać się!
- Ale ja nie chcę - szepnęłam patrząc na krajobraz.
- Wiem o tym. I dlatego tata próbuje przekonać króla - ucieszyła mnie ta wiadomość.
- Asuna!! - usłyszałam głos z korytarza. Wstałam i podeszłam do drzwi balkonu.  I właśnie w tej samej chwili wpadł na mnie brązowo-włosy dość umięśniony chłopak.
- Akira?! - krzyknęłam gdy upadliśmy a jego twarz wylądowała prosto na...na moich PIERSIACH DO CHOLERY!! Szybko zawstydzona odepchnęłam go. Rękoma zakryłam piersi.
- O co chodzi?! - spytałam zdenerwowana odwracając się plecami do całego czerwonego chłopaka.
- No bo Kyoko chce mnie zabić...- ta wiadomość mną rozbawiła. Zawsze gdy robił coś źle i Kyo-chan się na niego gniewała przybiegał do mnie z płaczem.
- Co tym razem zrobiłeś? - podał mi rękę abym mogła wstać. Dopiero teraz zrozumiałam, że przez cały czas siedziałam na podłodze. Skorzystałam z jego pomocy, gdy poniosłam się poczułam na plecach wzrok matki. Grzecznie otrzepałam sukienkę z kurzu. Jednak ubranie po boku się rozdarło.
- Opowiesz mi co tym razem narobiłeś po drodze bo przez ciebie muszę się przebrać - jak na rozkaz poczekał z wyjaśnieniami, aż przekroczyliśmy drzwi balkonowe.
- No bo Kyoko  myśli, że ja ... ją podglądałem - gdy to usłyszałam normalnie płakać mi się chciało ze śmiechu!
- Podglądałeś Kyo-chan? Na głowę upadłeś czy prosisz się o śmierć! Haha - spojrzałam na niego i żali mi się zrobiło tego biednego chłopaka.
- To nie tak... - usłyszałam jak mówi przez zęby. Jego twarz przybrała wyraz złości.
- A jak? - zapytałam już całkiem spokojnie.
- Nie mogę powiedzieć. - zamiast spojrzeć na mnie najzwyczajniej zwrócił wzrok na podłogę.
- Dobrze jeśli nie chcesz powiedzieć to nie mów. Ale pomogę ci z Kyo-chan o to się nie musisz martwić - czułam że coś ukrywa przede mną. Jednak skoro nie chce mówić nie będę go zmuszała. Resztę pięciominutowej drogi do mojego pokoju przeszliśmy w ciszy. Gdy weszliśmy do pomieszczenia zielonooki usiadł grzecznie na łóżku, a ja poszłam do garderoby. Ubrałam krótkie dżinsowe spodenki, vansy i biało-różową bluzkę na ramiączkach dość luźną. Moje różowe włosy związałam w dość długiego warkocza po prawej stronie.
- I jak może być?  - spytałam się chłopaka.
- Pewnie wyglądasz w tym bardziej jak ty - uśmiechnął się.
- No wiesz co - nadmuchałam policzki, zawsze słyszałam od każdego prócz Kyo-chan i jego, że powinnam nosić suknie. Ale oni lubili mnie taką jaka jestem naprawdę.
- Ja będę już szedł. Do zobaczenia księżniczko - nie lubiłam jak toś mnie tak nazywał, ale on mówił to tak słodko, że miał specjalne pozwolenie od dziecka. Gdy opuścił mój pokój po paru minutach przyszedł mój tata.
- Asuna - byłam akurat w części swojego pokoju z książkami magicznymi. Więc usiadł naprzeciw mojego biurka, które było tak zawalone książkami, że ledwo widać było moje różowe włosy.
- Tak? - zapytałam nie odrywając się od lektury.
- Przepraszam cię. Nie udało mi się przekonać króla - zamknęłam księgę. Wstałam i spojrzałam w okno znajdujące się za mną. Widok był piękniejszy niż z balkonu mamy. Widziałam całe miasto Croucs i nasze wiśnie.
- Co teraz? Ja nie chcę wychodzić za mąż - szepnęłam ledwo wstrzymując łzy.
- Zrób to co umiesz najlepiej - nie rozumiałam słów ojca.- Wymkniesz się dziś w nocy a ja powiem, że gdy dowiedziałaś o ślubie uciekłaś. Dołączysz sobie razem z Kyoko do gildii, a gdy cały pomysł króla zniknie. Będziesz mogła tutaj wrócić, oczywiście dostaniesz od nas pomoc finansową - z płaczem wtuliłam się w tatę. Muszę ich wszystkich opuścić. To prawda chciałam to zrobić później, ale nie w takiej sytuacji, że będę musiała się ukrywać przed królem.
- Ale armia królewska będzie mnie szukać - nikomu jeszcze nie udało się uciec przed armią królewską.
- Będziesz musiała mieć nowe papiery, nowe imię i nazwisko, najlepiej by było gdybyś zmieniła kolor włosów. Jednak do niczego nie będę cię zmuszał. Sama podejmiesz decyzję, wyjdziesz za mąż albo uciekniesz i będziesz się ukrywać - nie musiałam decydować. Od razu wiedziałam jaką decyzję podjąć.
- Tato przepraszam, ale chciałabym uciec - widziałam że na jego twarzy zagościł uśmiech.
- A tak właściwie to gdzie jest Kiro? - dopiero teraz przypomniałam sobie o przyjacielu.
- Jest z Rinem ! - zapewne mój mały braciszek wykończył mojego przyjaciela zabawami. Szybko wybiegłam z pokoju. Gdy dotarłam do pokoju młodszego braciszka, zobaczyłam jak Kiro siedzi uwięziony w więzieniu z klocków. Gdy to zobaczyłam wybuchłam śmiechem.
- Co tak się śmiejesz?! Wypuść mnie! - krzyczał mój towarzysz.
- Mały chłopiec pokonał mojego smoczego ochroniarza! - leżałam na podłodze i płakałam ze śmiechu. Niespodziewanie do pokoju wbiegł jakiś czarno-włosy chłopak z mieczem w dłoni. Szybko się podniosłam i jednym gestem ręki uwięziłam obcego mężczyznę, w kuli ognia.
- Co do cholery?! - usłyszałam jego głos. Jednym kopnięciem uwolniłam Kiro. Smok natychmiast wbił się w powietrze.
- Kim jesteś? - zapytałam z dołu. Mój brat chował się za mną,
- Jestem Hisato Mongure, pracuję tutaj jako ochroniarz - no tak! Zapomniałam o całej tej sprawie z nową ochroną, jednak czy mogę mu zaufać?
- Kiro leć po generała Hiro - towarzysz wyleciał przez okno. A ja ze spokojem usiadłam sobie na łóżku rodzeństwa.
- Siostrzyczko mogę się bawić? - poczochrałam jego czuprynę.
- Oczywiście - spojrzałam na obcego mężczyznę zabójczym wzrokiem.
- Ej to nie fer. Ja ci się przedstawiłem teraz ty bandyto powiedz kim jesteś! - zdziwiona zmierzyłam go wzrokiem. Czy on naprawdę nie wiedział kim jestem?
- Hahaha!! - złapałam się za brzuch. On był zbyt głupi aby móc być złoczyńcą. Powoli gasiłam płomienie.Gdy tylko to uczyniłam, on przybrał pozę do walki.
- Jestem Asuna Miko - gdy tylko to powiedziałam natychmiast schował miecz i skłonił mi się spuszczając głowę.
- Bardzo przepraszam ja nie wiedziałem - no cóż mu się dziwić? Byłam ubrana jak normalna dziewczyna, a on pewnie spodziewał się mnie ubranej jak księżniczka. 
- Dobra nie gniewam się, tylko wstawaj - posłusznie wstał.
- A więc panienko Miko. Nazywam się Hisato Mongure i od dziś jestem twoim osobistym ochroniarzem - gdy to usłyszałam natychmiast płakałam ze śmiechu. W tej samej chwili przyleciał Kiro z generałem.
- O co chodzi Asuna-sama? - opanowałam się.
- O to że on ma być moim ochroniarzem czy to jakiś żart? -
- Nie ależ skąd. Około godzinny temu dowiedzieliśmy się, że prawdopodobnie jest panienka w niebezpieczeństwie i król wybrał  Hisato-kuna na twojego osobistego ochroniarza - ja w niebezpieczeństwie? Boże jaki dziś przepiękny dzień.Nie chcąc więcej wnikać pożegnałam się. Jednak słyszałam jak ten chłopak idzie za mną.
- Jak długo zamierzasz mnie śledzić?! - krzyknęłam gdy nie udolnie próbował się schować.
- Mam obowiązek cię pilnowania, i chronienia więc nie moja wina! - już miałam go dosyć.
- Idę do Kyoko więc jestem bezpieczna! Nie opuszczę domu o to się nie martw! - wykrzyczałam to i pobiegłam w stronę pokoju mojej przyjaciółki. Muszę się komuś wygadać i wszystko przemyśleć w ciszy. A tylko z Kyoko udawało mi się tak robić...

***

Pomimo że dopiero dochodziło południe a ja byłam niesamowicie zmęczona po wczorajszym maratonie filmowym (Oczywiście musiał wypożyczywszy, tylko horrory ;-;), ten wredny gad wpadł do mojego pokoju i zrobił zamieszania o byle co... Zresztą jak zwykle. Przyłożyłam poduszkę do twarzy, mając nadzieje, że się odczepi.
- KYOKO !! Mam nadzieje że zdajesz sobie sprawę że dochodzi już 12, a ty ani nie ubrana, ani nawet śniadanie nie zjadłaś a już nie wspomnę o porannej toalecie. Każdy wie, że w ludzkim organizmie w noc tworzą się toksyny, które ....
- Już wstaję !!- krzyknęłam. A jednak poduszka mi nie pomogła.
- No dziękuję !- rzucił z sarkazmem, będąc już przy drzwiach.- Mam dziś prywatną wizytę, jedzenie chyba jest w lodówce, pamiętaj aby posprzątać w domi i...
- Wynocha !- rzuciłam w niego poduszką. Nie, jednak jest przydatna.
- Idę! Nie chodź w piżamie, i pamiętaj ko...
- Tak, też cię kocham, ale jeśli teraz nie wyjdziesz to ci przywalę.- powiedziałam wskazując szafę.
Co trzeba zrobić w tym domu aby mieć odrobinę prywatności !? Po chwili usłyszałam zatrzaśnięcie drzwi. Niby spokój ale znowu to uczucie pustki. Westchnęłam głośno, po czym zaczęłam grzebać w ciasnej, przez ubrania szafie. Wyrzucałam te, które były poplamione, rozdarte- kiedyś zabiję Namidę - i nawet znalazłam ciuchy, które były na mnie za małe. Wszystko zaczęło się walić po podłodze; nawet tworzyło taką małą kupkę artystyczną. Spojrzałam na pusta szafę. To mogło oznaczać tylko jedno. Musiałam otworzyć drugą szafę. Sęk w tym, że Aki upchał tam moje sukienki. Ale dziś i tak była niedziela, więc nic do stracenia nie miałam. Otworzyłam szafę i zobaczyłam tylko 6 sukienek na szafie. Muszę zapamiętać, aby pozamieniać szafy, ta była ogromna a tylko 6 sukienek ! Przepatrzałam sukienki, większość była balowa, lecz zobaczyłam nowiutką, skromną biało-niebieską sukienkę. Szybko wyskoczyłam z mojej piżamy w myszki miki i włożyłam sukienkę. Była nowiutka, więc jeszcze czuć było zapach nowości. Po włożeniu i zapięciu guziczków, podbiegłam do lustra w łazience. Dookoła sukienki na dole leciała biała koronkowa wstążka, tak samo jak pod biustem, tylko jeszcze miała małą kokardkę.Od bioder była poszerzana, tak więc jak się obracałam tworzyło to całkiem niezły widok. Wróciłam do pokoju, no bo jednak  bielizna by się do tego przydała. Potem znowu poczłapałam do łazienki i tak ją zdjęłam. Następnie obejrzałam swoje odbicie w lustrze w samej bieliźnie. Za dużo ciastek. Kiedy już miałam sięgnąć po sukienkę, nagle drzwi od łazienki otworzyły się z trzaskiem w nich stanął Akira. Chwilę trwało zanim się zorientował że jestem w bieliźnie. Pewnie znowu szukał Aki'ego. Jak na złość zawsze go znajdywał w łazience.
- Ostatnie słowo?- spytałam, przemieniając się gotowa do walki.
Zabiję go. NIE ! Najpierw się nim pobawię, potem przerobie go na mielone, ale głowę zostawię nieruszoną. Akurat się złożyło, że tamtego lata piłka mi się zgubiła. Szczęśliwy zbieg okoliczności. Niestety, zboczeniec już wiedział co go czeka i jeszcze zanim zaczęłam się przemieniać. Szybko, nawet nie się nie odwracając biegł ile sił w nogach. Dogoniłabym go. Ale teraz pewnie leci się schronić do Asu. Przez ułamek sekundy miałam wrażenie, że się popłakał. Może mi się przywidziało? Ale wracając, skoro leci do Asuny, oznacza to, że później prawdopodobnie do mnie wpadnie. Westchnęłam ponownie. Ubrałam się w dresy i ciut za duży czarny podkoszulek, uczesałam się i czekało mnie najgorsze zadanie na świecie. Poszłam po gumowe rękawiczki, odkurzacz, ściereczkę i specjalny płyn. Dobra, teraz mogę iść posprzątać pokój. Zaczęłam od zamienienia moich szaf. Dokładnie poskładałam i poukładałam ubrania, sukienki włożyłam do mniejszej szafy. I nareszcie widziałam dywan (zapomniałam nawet że tam był o.O) Następnie ubrania, które były już do niczego (dzięki Namida) włożyłam do wielkiego worka, a następnie wyniosłam go przed drzwi. Dobra ! To teraz wystarczy poodkurzać, wytrzeć kurze i będzie gotowe!! Po 30 minutach, w moim pokoju lśniło. Ale ja sama byłam cała brudna. Zmęczona poczłapałam do łazienki i stanęłam jak wryta. Prysznic...czy wanna? Bez większego rozmysłu rozebrałam się- najpierw się rozglądnęłam po domu, czy przypadkiem nie ma Akiry- i napuściłam wody do wanny. Dodałam soli i olejku, więc teraz wystarczyło czekać. Po kąpieli ubrana w szlafrok poszłam otworzyć drzwi.
- Cześć Asu, wejdź.- powiedziałam już idąc z powrotem do łazienki.
- Ohayo. Kyo-chan mam problem. - westchnęła siadając na jednym z beżowych foteli ( XDDD)Ubrana usiadłam na przeciw Asu. Już chciałam zadać pytanie co się stało, jednak gdy tylko otworzyłam usta z jej oczu poleciały łzy.Zachowując pytania dla siebie po prostu przytuliłam ją. Chciałam by wypłakała się i wszystko mi na spokojnie powiedziała.
- Już..cichutko..wszystko będzie dobrze... - szeptałam nie wiedząc co jest powodem jej płaczu. Jednak te słowa pomagały i po paru minutach Asu przestała płakać. Siedziała z głową spuszczoną w dół.
- Kyoko król chce żebym poślubiła Akirę... - po tych słowach puściłam ja i spojrzałam jej w oczy.
- Ale że nasz Akira !? Ten co mnie dziś podglądał!? A właśnie co do tego...
- Chciałaś go dziś za to zabić i jak zawsze przyszedł do mnie - uśmiechnęła się. I tu miała rację to było śmieszne wspomnienie.- Mój tata nie dał rady przekonać rodziny królewskiej do zmienienia decyzji. Więc postanowiliśmy że opuszczę rezydencję dopóki cała sprawa nie zniknie.
Przez chwilę patrzyłam na nią osłupiała. Czy Asuna przed chwilą mi nie powiedziała, ze mamy uciekać !?
- Ale że...co?- mój słynny dafuck.
- No czyli...- nie dokończyła
- ASUNA !! Mogłaś mi to wcześniej powiedzieć! Mogę chociaż wiedzieć co teraz będzie? -
- Ja opuszczam rezydencję. Dostanę jakieś lewe papiery i ucieknę aż ta cała afera się nie uspokoi...
Tym razem przegięła.Uderzyłam w stolik do kawy, przez co o mało co nie rozlałam herbaty.
- Chciałaś powiedzieć: "uciekamy"- powiedziałam naciskając na ostatnie słowo.
Spojrzała na mnie, jakby nie rozumiała co do niej powiedziałam. Już miała coś powiedzieć, kiedy już ciągnęłam ją do swojego pokoju. Wyciągnęłam największa walizkę i 2 spore torby i spytałam:
- Walizka, czy torby? W walizce mniej rzeczy się zmieści, ale torby są bardziej kłopotliwe..więc?
- Walizka!- odparła szybko. Ciekawe czy wgl. się nad tym zastanowiła ?
Przez chwilę patrzyłyśmy na siebie. W końcu odparłam, z całych sił próbując nie płakać:
- Akki jest w pracy...nawet nie będę miała okazji się z nim pożegnać- dobrze że stałam do niej tyłem pakując rzeczy. W najlepszym razie wyglądałam jak 7 nieszczęść.- Idź do siebie i zacznij się pakować. -
- Dobrze. Jeszcze tylko poinformuję tatę aby przygotował ci papiery. A Kyoko ... dziękuję - wybiegła z domu.

***

Pierwsze co miałam w głowie to poinformować tatę. Przebiegłam wszystkie korytarze, a kiedy stanęłam przed drzwiami jak zawsze ze spokojem zapukałam.
- Asuna jesteś już spakowana? - zapytał z uśmiechem widząc mnie.
- Nie za chwilę pójdę tylko tato czy mógłbyś przygotować papiery dla -
- Dla Kyoko - przerwał mi. Jak on mnie dobrze zna.
- Tak. -
- Nie muszę wszystko jest gotowe. Jednak twój wyjazd musi pozostać między nami, a z tego co słyszałem rodzina królewska przed tym że uciekniesz dała ci prywatnego ochroniarza. - aaa całkiem zapomniałam o tym półgłupku.
- To nie problem zamknę go w kuli i po sprawie, wcale nie jest taki potężny jak ci się wydaje - podeszłam do biurka taty i wzięłam z niego jedno czerwone jabłko.
- Dobrze to idź się spakować za dwie godziny ma cię tu nie być. A zapomniałbym proszę - podał mi teczkę z naszymi lewymi dokumentami. Dodatkowo podał mi dość duży worek z pieniędzmi. Gdy otworzyłam go zauważyłam, że jest tam z około 500,000,000 klejnotów.
- Tato to za dużo - jednak ojciec tylko uśmiechnął się. No cóż on też był dość uparty i nie chcą się kłócić i marnować czasu wzięłam obie rzeczy i pożegnałam się z ojcem.
- Dbaj o siebie i często pisz -
- Tak oczywiście - pocałowałam go w policzek i pobiegłam do swojego pokoju. Z jednej szafy wyciągnęłam dwie wielkie walizki. Do jednej spakowałam bluzki, spodenki i spódniczki. Do drugiej bieliznę, i postanowiłam zabrać jedną z moich sukni balowych. Podeszłam do wieszaków i powoli wybierałam sukienkę. Spakowałam moją niebieską sukienkę z różową kokardką. Nigdy jej nie miałam ubranej więc teraz będzie przydatna. Zauważyłam że spakowałam dwie walizki, a jednak zapomniałam o butach. Szybko wyciągnęłam jakąś  torbę i spakowałam brązowe kozaki, dwie pary vansów, parę pantofelków i parę baletek. To było by wszystko. Aaa!! Szybko pobiegła do łazienki i zaczęłam pakować różne kosmetyki. Na moje szczęście spakowana kosmetyczka wcisnęła się do mojej torby z butami.
- Kiro! - zawołałam przez okno.
- Asu nie krzycz. - smok wleciał do mojego pokoju.
- Pomożesz mi - uśmiechnęłam się złowieszczo. Przyjaciel to zauważył i zaczął się cofać.
- Asuna nie rób nic głupiego - ostrzegł mnie. Ja wzięłam torbę do ręki i założyłam mu.
- Asu to jest ciężkie!! - marudził.
- Nie narzekaj ja mam dwie walizki, a ty masz tylko torbę z butami. - spojrzałam na zegar. Miałam jeszcze godzinę. Weszłam do łazienki i nalałam gorącej wody. Wlałam parę olejków i już byłam w niebie. Po półgodzinie wyszłam okryta ręcznikiem. Podeszłam do garderoby i ubrałam czarne spodenki, szarą bluzkę i czarne tenisówki.  Poszłam jeszcze raz do łazienki i spojrzałam w lustro. Wyciągnęłam z szafki zmieniacz kolorów który dawno temu dostałam od taty. Dzięki moim znajomością jeden magik przerobił mi go w taki sposób że mogła m zmienić swój kolor oczu i włosów.
- Zmiana - szepnęłam i momentalnie moje włosy zmieniły kolor na blond, a oczy na kolor zielony.  Teraz powinno już być dobrze. Spojrzałam na zegar, miałam pięć minut. Zgasiłam wszystkie światła, a poduszki ułożyłam na łóżku tak że wyglądało jakbym spała. Po cichu otworzyłam drzwi balkonowe.
- Kiro -szepnełam i smok z zarzuconą torbą zleciał w dół. Zobaczyłam Kyoko jak siedziała już gotowa na Namidzie. Złapałam się poręczy wyrzuciłam moje torby i wyskoczyłam.
- To co idziemy? - szepnęłam do przyjaciółki siadając na wilkora.
- Pewnie - obie się uśmiechnęłyśmy., mimo że w naszych oczach był widoczny smutek.  Kiro usiadł jak zawsze na moim ramieniu i usnął, a my szybko opuściłyśmy rezydencję. Chcemy dołączyć teraz do gildii.

piątek, 3 stycznia 2014

Prolog.

Jestem Asuna Miko. Urodziny obchodzę w słonecznym maju, dokładnie jedenastego maja. A teraz coś o mnie!  Pochodzę z dość sławnej i bardzo bogatej rodziny Miko. Od małego wychowywano mnie na spadkobierczynię rodzinnej fortuny, i przejęcie biznesu. Czyli jak się domyślacie, od małego byłam uczona poprawnego zachowania i etykiety.Tylko błagam was nie myślcie, że jestem jakąś grzeczną córeczką tatusia. W wieku pięciu lat, do naszej trzy osobowej rodziny dołączył Rin. Mój brat. Nigdy nie chodziłam do szkoły, ponieważ miałam prywatne lekcje w domu. Tak więc jak możecie się spodziewać nie znałam żadnych rówieśników. Również jestem strasznie rozpuszczona. Jakakolwiek moja zachcianka natychmiast się spełniała. Widocznie rodzice przez to chcieli mi zrekompensować to, że nie znałam nikogo w swoim wieku. Moja mama uczyła mnie magi i pokazała co to są przygody. Tata zabierał mnie ze sobą na różne bale i przyjęcia, gdzie rozpoznawana byłam jako "spadkobierczyni rodu Miko". Kiedy miałam  sześć lat do naszej rezydencji przyjechała dziewczynka w moim wieku. Jednak ze względu na jej charakter mój tata zakazał mi do niej chodzić. Z początku nie rozumiałam go, i wymknęłam się do niej. To był pierwszy zakaz który złamałam. I tak poznałam Miyu. Bardzo chciałam się z nią zaprzyjaźnić jednak, ona nie. Teraz rozumiem dlaczego tata zakazał mi się z nią spotykać. Czułam się jeszcze bardziej opuszczona i samotna niż wcześniej. Jednak cały czas nie odpuszczałam i próbowałam się z nią zaprzyjaźnić. Jednak pewnego dnia tata mnie przyłapał. Nakrzyczał na mnie, jednak ja się nie poddawałam nie chciałam zniszczyć mojej jedynej szansy na zaprzyjaźnienie się, z kimś w swoim wieku. I w tamtej chwili sama po raz pierwszy użyłam magi bez niczyjej pomocy.Ojciec nie wiem czemu był ze mnie tak dumny jak to zobaczył, że o mało co nie udusił mnie w uścisku. I tak zdobyłam jego zgodę, nie poddawałam się w zdobyciu jej przyjaźni. Był to mój pierwszy cel w życiu.  Została u nas tylko tydzień i cały ten czas próbowałam, jednak na marne. Gdy wróciła do siebie poddałam się i nie spełniłam swojego jedynego celu. Od tamtej sytuacji nabrałam do wszystkich dystansu i zaczęłam często łamać jakiekolwiek zasady. Brałam również lekcję gry  od wieku siedmiu lat na fortepianie, bardzo polubiłam moją nauczycielkę. Była taka inna, wesoła, piękna i młoda. Wszyscy moi nauczyciele to starzy ludzie którzy naprawdę umieją zanudzić na śmierć. Jednak ona taka nie była, chętnie z nią uczyłam się gry na fortepianie. Z początku myślałam, że również to będzie nudna nauka, ale taka nie była. Szybko nauczyłam się grać jak profesjonalistka, widocznie jak to mówił mój tata miałam muzykę i talent we krwi. Moja mama kiedyś grała, jednak przez kontuzję musiała przestać. Oboje z moich rodziców kochało słuchać jak piękne melodie uciekają spod klawiszy przez mój ruch. Zaprzyjaźniłam się z nauczycielką i kontynuowałam naukę, jednak po trzech latach nauki Rima, bo tak się nazywała ona....Zmarła. Prawdopodobnie miała wypadek, strasznie to przeżyłam. Od tamtej pory przestałam grać na fortepianie, który kojarzył mi się z nią. Mieszkałam w wielkiej rezydencji, z wielkim ogrodem i basenem. Mimo tego co miałam czułam się opuszczona i samotna. Rodzice kochali mnie i poświęcali każdą wolna chwilę jednak to trochę za mało. Więcej czasu mama poświęcała Rinowi, a tata zajmował się sprawami zawodowymi. Zawsze gdy pytałam czym się zajmujemy to odpowiadano mi "Jak będziesz większa to się dowiesz" lub zwyczajnie nic mi nie mówiono. Kiedy miałam osiem lat dowiedziałam się dlaczego mój tata tak bardzo cieszył się gdy po raz pierwszy użyłam magii. W naszej rodzinie od pokoleń były dwie moce ogień i rycerz. Tylko mojej prababci udało się połączyć te dwie moce w jedną, ciężko wtedy trenowałaby to osiągnąć. A ja w wieku sześciu lat bez żadnego treningu je z łatwością połączyłam. Gdy się o tym dowiedziałam razem z tatą zaczęliśmy trening na początek magii ognia, bo na szermierkę byłam jeszcze za mała. Postanowiłam  Był to jak na razie drugi cel w moim życiu i tym razem chciałam go spełnić. Moją moc nazwano "ognistym mieczem". Rodzice mieli nadzieję, że skoro ja odziedziczyłam tą moc to może mój brat również. Jednak on był tylko magiem ostrzy.  W duchu nawet cieszyłam się, że jestem jedyną która ma tą moc. Czułam się wyjątkowa. Tak wiem to było egoistyczne z mojej strony ale taka była prawda. Dzięki ćwiczeniom zapomniałam o samotności, poprawiłam moje relacje z tatą i więcej spędzałam z nim czasu. Jednak dalej kochałam łamać zasady, przygody, magię i ryzyko. Pewnego dnia gdy przyszłam na nasze pole do treningu, mój ojciec zamiast się szykować do naszych ćwiczeń, siedział i czekał na mnie popijając kawę. 
- O Asuno! Usiądź proszę - wskazał mi siedzenie obok. Na talerzu już przyszykowane było moje ulubione ciastko i sok. 
- Tato dziś nie trenujemy? - zapytałam siadając na srebrnym ogrodowym krześle.
- Nie. Chciałem z tobą porozmawiać na temat jednej rzeczy.. - słuchając rodzica jadłam łakocie. - Nie długo będę musiał wyjechać na parę dni. A gdy wrócę będzie ze mną dziewczynka o rok starsza od ciebie i chciałbym abyś się z nią zaprzyjaźniła. No wiesz miała dość ciężkie dzieciństwo i teraz będzie u nas, więc chciałbym abyś ty także nie była już więcej samotna - uśmiechnął się do mnie.
- Mogę spróbować, ale nie wiem czy będzie chciała się ze mną zaprzyjaźnić - dalej pamiętałam jak Miyu mnie nienawidziła. 
- Spokojnie to nie jest jakaś szlachcianka jak Miyu Acendol - sięgnął po coś do kieszeni. - Mam coś dla ciebie - podał mi małe pudełeczko. Otworzyłam je i ujrzałam piękny złoty naszyjnik z różowym brylantem. 
- Piękny. Dziękuję - podeszłam do niego i mocno go przytuliłam. 
- Ale mam do ciebie jeszcze jedną prośbę - w tej chwili mogłam zgodzić się na co chciał bo byłam szczęśliwa, że tata pamiętam o moich urodzinach. 
- Tak? - zapytałam dalej nie puszczając go. 
- Czy mogłabyś wrócić do gry na fortepianie? Mama bardzo tego pragnie, a jestem pewien, że i Rima też - trafił w mój słaby punkt. Jednak ile mogłam jeszcze uciekać? Z łzami w oczach zgodziłam się. W moje ósme urodziny powróciłam do muzyki. Dalej pamiętałam wszystko czego ona mnie nauczyła. Moja mama gdy zobaczyła mnie przy fortepianie, i usłyszała moja muzykę o mało się nie popłakała ze szczęścia. Wieczorem wyprawiono oficjalnie moje urodziny. Odbył się wielki bal. Następnego dnia mój tata opuścił naszą rezydencję. Wrócił dopiero po dwóch dniach. Widziałam jak prowadził tą dziewczynę do naszego rodzinnego lekarza. Skoro ona nie jest szlachcianką to pewnie uda mi się z nią zaprzyjaźnić! Tak sobie to tłumaczyłam. Dzięki temu miałam odwagę aby móc z nią się zaprzyjaźnić. Spotkałyśmy się już następnego dnia w ogrodzie. Była blondynką. Nie długo po jej zjawieniu się przyszedł mój tata i jak zawsze zaczęliśmy trening magi ognia. Przez cały czas ona nam się przyglądała. Po treningu podeszłam do niej i zaczęłam z nią rozmawiać. Z początku widziałam, że obie jesteśmy trochę zakłopotane. Jednak po paru godzinach mówiłyśmy o niczym i o wszystkim przez cały czas. Dowiedziałam się, że nasz doktor postanowił się nią zaopiekować. Byłam prze szczęśliwa bo odnalazłam w niej bratnią duszę, a teraz będzie u nas mieszkać. To było idealne. I tak o to poznałyśmy się. W wieku dziesięciu lat zakończyłam trening magi ognia, razem z Kyoko i tatą zaczęliśmy naukę szermierki. Dość łatwo się tego uczyłam, czułam że to dzięki mojej magii. Kyoko nauczyła się również magi leczenia, co w moim przypadku było bardzo przydatne. Teraz mam oficjalnie zakończone szesnaście lat! Tym razem moje urodziny były huczniejsze niż zwykle i nawet rodzina królewska się pojawiła.Czułam na sobie ich wzrok. Podeszłam do mojego taty, on zaprowadził mnie do swojego gabinetu. I to tam dowiedziałam się czym się zajmujemy. Tata z radością w oczach opowiadał mi o tym wszystkim. Byliśmy od samych początków naszego rodu zewnętrznymi doradcami krwi królewskiej. Dzięki temu byliśmy drugimi najważniejszymi ludźmi w kraju. Pomagaliśmy w różnych sprawach rodzinie królewskiej, a ona nam. Jednak podczas wojny lub jakiś ataków to my przejmowaliśmy obronę  ich żyć. Kiedy się o tym dowidziałam, dlaczego zawsze traktowano nas tak poważnie. Czasami rada nas prosiła o jakieś informacje od kogoś, ze względu na nas status. Mieliśmy z nią dobre kontakty i tak miało pozostać. 
- Mam coś dla ciebie wyjątkowego - podał mi dość wielkie jajo. Gdy tylko dostałam je w dłonie zaczęło się mienić różnymi kolorami. I wtedy usłyszeliśmy to...pękanie skorupki.
- Tato co to jest?! - krzyknęłam gdy zobaczyłam, że wszystko no około lata. I w jednej sekundzie jajo pękło ukazując małego słodkiego smoka, z początku był cały biały. Jednak gdy tylko go dotknęłam przybrał barwę czerwoną. A ja przez dotyk poczułam wiążącą mnie z nim więź. "Ohayo" usłyszałam ciche echo odbijające mi się w głowie. Spojrzałam odruchowo na smoka. "Ty mówisz?" zadałam pytanie w myślach.  Dostałam odpowiedź "To tylko tymczasowe, za parę godzin efekt zniknie a ja będę normalnie już mówił. Teraz tylko muszę odpocząć " w moich oczach można było zobaczyć troskę. 
- To prezent dla ciebie od rodziny królewskiej. Życzą wszystkiego najlepszego i mają nadzieję, że się z nim zaprzyjaźnisz. Smok de furo, przybiera kolor zależnie od magi swojego właściciela, każdy z naszych spadkobierców posiadał takiego. Smok będzie twoim wiernym przyjacielem i nawet jeśli będzie miał inne zdanie nie zdradzi cię, a co ważniejsze w twoim wypadku będzie pomagał ci regenerowaniu magi, spójrz. - tata wstał i zapalił swoja dłoń. Gdy tylko to zrobił smok natychmiast otworzył oczy. Podleciał do źródła magi i wysysał ją. A ja poczułam przypływ mocy.
- To nie wszystko posiada również swoją magię ognia, jako smok. Dlatego to twój osobisty ochroniarz - zwierzę powróciło na moje kolana. Posłusznie poszło spać. Nazwałam go Kiro. Sama nie wiem skąd mi przyszło takie imię do głowy. No ale tak go nazwałam. Razem z Kyo-chan postanowiłyśmy dołączyć do gildii magów. Od zawsze nawijałam albo o Natsu Dragneelu, że chciałabym móc się z ni zmierzyć. Lub o Lucy Heartfilii którą podziwiałam za odwagę. Długo musiałam namawiać ojca aby mi pozwolił opuścić rezydencję. W końcu nie byłam pełnoletnia i musiałam mieć jego zgodę na dołączenie do gildii. W końcu zgodził się. Ale miałam mu obiecać,że wrócę gdy zajdzie taka potrzeba i będę się z nimi często kontaktowała. Zgodziłam się na to i tak razem z Kyo-chan opuściłyśmy moją rodzinną rezydencję. Teraz jestem Asuna Miko. Mam szesnaście lat, ważę 48 kg. Razem z przyjaciółką wyruszamy do gildii magów. Dalej kocham przygody, ryzyko, a zwłaszcza łamać zasady. Nigdy nikogo nie słucham, no chyba że wyjątek stanowi Kyoko, bo inaczej się wścieknie. Żyję własnym rytmem. Jestem egoistyczna, nie cierpliwa, i buntownicza. Jestem spadkobierczynią rodzinnej fortuny, krwi i pozycji w państwie. Moimi towarzyszami są Kiro i Kyo-chan. Posługuję się magią " ognistego miecza" przez co zaczęto tak o mnie mówić, dalej gram na fortepianie. To tyle co powinniście o mnie wiedzieć. Wiem jestem dziwna. Ale taka już jestem. Od dziecka lubię lody truskawkowe, i ciasta czekoladowe. Nienawidzę gdy ktoś każe mi czekać lub jest powolny. 
 ***
Nazywam się Kyoko Hirayama. Na świat przyszłam w śnieżną zamieć, dokładnie 10 lutego. Niestety nie miałam zbyt przyjemnego dzieciństwa. Już kiedy moja rodzicielka, której imienia nawet nie miałam zaszczytu poznać, nosiła mnie pod sercem, było wiadome że nie jestem zwykłym dzieckiem. Byłam bękartem. Jednak ta informacja, nie skomplikowała tylko mojego życia...Myślę, że mojej mamie, było najciężej. Kazano zabić mnie od razu po narodzinach. Oczywiście, moja matka, po której odziedziczyłam kolor oczu, nawet nie dopuszczała takiej myśli do swojej głowy. Dlatego też, przez większość czasu, kiedy ja rosłam w jej łonie, schroniła się u swojej siostry. Miesiące mijały, a ja rosłam. W końcu kiedy nadeszła sroga zima i śnieg mocno prószył w okna, moja opiekunka rodziła w boleściach w małej chatce, na skraju lasu, w towarzystwie zaufanego lekarza i jej siostry. Po męczących godzinach, pojawiłam się na świecie, lecz coś za coś. Co prawda urodziłam się zdrowa, jednak kosztowało to zdrowie mojej mamy. Podczas porodu straciła mnóstwo krwi i nie miała sił nawet wstać. Z tego co wiem, to kiedy przytulając mnie, spojrzała na mnie, uśmiechnęła się gorzko i płacząc rzekła: "Wykapana córeczka tatusia". Jeśli myśleliście, iż to przez mojego ojca mnie ścigają, to byliście w błędzie. To mój dziadek chciał mojej śmierci. Urodziłam się na wyspie "Enca". A mój dziad, był jej władcą, co oznaczało, iż byłam bękartem księcia. Przyszłego dziedzica tronu. No oczywiście, ponieważ moja mama, była zwykłą kwiaciarką, to jej dziecko nie mogło mieć prawa do tronu, lecz to nie o to była cała ta szopka. Mój dziad, znany również jako "Szalony król" bawił się w czarnej magii, przez co cierpieli jego poddani. Nie znam się ani na polityce, ani na finansach państwa, lecz byłam pewna dwóch rzeczy. Pierwszą z nich było to, iż byłam w pełni przekonana, że ludzie tutaj żyjący, wznieśliby bunt, przeciwko królowi, gdyby okazało się, że jest jeszcze jeden spadkobierca, dlatego obawiając się, iż moja matka pocznie syna, kazał dyskretnie mnie zabić po narodzinach. Moja opiekunka była dobrze znana na wyspie, właśnie przez kwiaty, dlatego też, nie mógł jej zabić...przynajmniej nie od razu. Drugą rzeczą było to, że moi rodzicie byli w sobie cholernie zakochani. Mój ojciec ponoć próbował interweniować, lecz niestety dał tylko królowi pretekst, aby skazać go za zdradę i brak szacunku do władcy. Powiedziano mi, że uciekł jeszcze tamtej nocy i chciał zabrać moja mamę, ale to był już 7 miesiąc. Obiecał że wróci. Ta, jaaaaasne. Właściwie to nadal zastanawiam się, jakim cudem żyję. Po moich narodzinach, ciocia wybłagała naszego doktora, pana Hajime, aby mnie zabrał ze sobą. Po kilku godzinach błagań, oraz za godziwą zapłata, zabrał mnie ze sobą do swojego mieszkania. Nie wiem co się później stało z moją rodzicielką, ponieważ kilka dni później przywiózł mnie do Fiore, do swojej rodziny. Traktował mnie jak córkę przez 9 lat, a ja ich jak swoich rodziców, nawet kiedy doczekali się syna, traktowałam go jak swojego brata. Pobierałam nawet naukę gry na skrzypcach! Lecz nigdy nie wspomniał o mojej matce, a ja nigdy nie pytałam. Jednak, wszystko ma swój koniec. Pewnego dnia, kiedy wracałam z zakupami i weszłam do środka zastałam straż. Moi opiekunowie, wraz z moim bratem siedzieli na kanapie. Moja mama i tata mieli spuszczone głowy, a mój 6-letni braciszek patrzył na mnie tymi wielkimi brązowymi oczami i uśmiechał się. Mama nagle wybuchła płaczem i energicznym krokiem znalazła się przy mnie. Uściskała mnie i zaczęła mnie głaskać po włosach, bez przerwy przepraszając. Pamiętam to dobrze, całą sukienkę miałam we łzach. Ja tymczasem przyglądałam się tej scenie (chyba wystraszona, bo każdy na mnie patrzył ze współczuciem), aż w  końcu spojrzałam na mojego tatę...płakał i uśmiechał się smutno do mnie. Nic nie mówiąc zaczął ruszać ustami, chyba nie mógł wydobyć z siebie żadnego dźwięku, lecz ja zrozumiałam to. Jedno słowo.
"Uciekaj".
Ale ja zostałam. I to był beznadziejny pomysł. Ponoć szukali mnie przez ten cały czas... Brawo, udało się wam. W końcu. Nie wiedzieć czemu założyli mi wielkie i ciężkie srebrne kajdanki z małymi zielonymi kamyczkami i prowadzili do małej i czarnej karocy, którą ciągnęły cztery konie: dwa białe i dwa czarne. Zaczęłam się szarpać i wyrywać, ale powiedzmy sobie szczerze, jak dziecko w wieku 9 lat może sobie poradzić z kilkunastoma dorosłymi mężczyznami?? Otóż wcale!! Kiedy już mnie uspokoili zauważyłam, że wszyscy strażnicy już wyszli poza jednym, tym który stał przy moim braciszku- nie licząc jeszcze tych, którzy musieli mnie trzymać- a moi rodzice siedzieli na kanapie i płacząc patrzyli na mnie. Dopiero wtedy zrozumiałam cały ten bałagan. Albo ja, żywa, albo mój brat... Przestałam się wyrywać i uśmiechnęłam się do nich smutno. Ostatni raz spojrzałam na braciszka. Taichi siedział przy mamie i tym razem nie uśmiechał się. Otworzyli drzwi i popatrzyli na mnie pytająco. Wyszarpałam się z uścisku i odwracając wzrok od ludzi, których kochałam, wyszłam z wysoko podniesioną głową, uśmiechając się gorzko. No ale po wyjściu cała moja siła wyparowała... rozpłakałam się tak głośno że wszystkie oczy na ulicy na nas spoglądały. Potem aby mnie uspokoić, musieli dać mi zastrzyk, po którym chyba straciłam przytomność. Obudziłam się na przystani. Co oni se myślą !? Przecież łatwiejszą drogą byłoby, gdybyśmy pojechali przez ... czy oni się bali że ucieknę? HA ! Pewnie, 9-letnia dziewczynka, na pewno poradziłaby sobie z kilkunastoma dorosłymi facetami z mieczami i jeszcze nie znając drogi wróciłaby szczęśliwie do domku !! Pamiętam, że źle zniosłam tą podróż. Kołysało niesamowicie. Po dwóch dniach żeglugi, zatrzymaliśmy się na jakiejś wyspie. Było mi tak niedobrze, że dali do pilnowania mnie, tylko 5 albo 6 ludzi. Zrezygnowana przyglądałam się ludziom w porcie. Zabiegani, albo spóźnieni. Wszyscy się gdzieś spieszyli...poza jedną osobą. Osoba ta była ubrana w ładne ubrania... naprawdę ładne. Na pewno pochodziła z rodu szlacheckiego. Miał na sobie czarny płaszcz. Patrzył na mnie!! Też na niego patrzyłam i błagam w myślach, aby mnie zabił. Bo któż wie, co mój dziad by wymyślił... Potem znowu mi podali jakieś świństwo, ponieważ nagle zapadła ciemność. Obudziłam się w karecie, ale ta była inna... w środku było jasno i przytulnie. Siedziałam na wygodnym siedzeniu i nadal lekko otumaniona, próbowałam dostrzec co się dzieje. Po chwili zobaczyłam, że naprzeciwko mnie siedzi mężczyzna... w czarnym płaszczu!! Oderwał wzrok od jakiejś książki i popatrzył na mnie. Uśmiechnął się do mnie i przedstawił się.... Ród Miko??? Nie zapomniałam jak przez godzinę, próbował mi wszystko streścić, ale ja nic a nic nie pojmowałam. Chyba tamten środek był mocniejszy, niż myślałam. Okazało się, że ma córkę w podobnym wieku. I znowu przez godzinę nawijał o swojej córce. Ale teraz więcej pojmowałam. Z tego czego się nasłuchałam, była strasznie silna i była buntowniczką.... Czułam, że zostałybyśmy przyjaciółkami. Podczas drogi wypytywałam go o wszystko co się dało. Gdzie jedziemy, jak pokonał strażników, no i przede wszystkim dlaczego tak się mnie bali. Na większość pytań odpowiadał, ale jeśli chodziło o ostatnie pytanie, to była chwila gdzie się zawahał. Odparł, że pewnego dnia, sama się dowiem. Zatrzymaliśmy się w wielkiej rezydencji, lecz ja musiałam iść do miejscowego lekarza. Był to człowiek o imieniu Akihiro. Nie miał żony, a tym bardziej dzieci. Był po prostu mężczyzną na oko 20 paro letni. I tak oto zostałam z doktorem Akihiro. Na początku, było dziwnie, taki obcy człowiek, a ja miałam z nim mieszkać. Dodatkowo, był bardzo młody jak na lekarza. Ale wystarczył jeden dzień, a już go polubiłam. Dostałam swój pokój. Mały, zielono-żółty z drewnianymi meblami. Tamtej nocy, spałam wyjątkowo dobrze. Następnego ranka, zostałam wcześnie obudzona przez pana Miko. Był ubrany w trochę poniszczone ciemne ciuchy. Ale ktoś dawał mu popalić. Zapytał czy chce iść z nim w jedno miejsce.Pedofilem raczej nie był, więc poszłam. Zaprowadził mnie do ogrodu, gdzie było mnóstwo kolorowych kwiatów. Nie znałam chyba połowy gatunków. Ale to nie było jeszcze to. Kiedy weszło się głębiej, można było zobaczyć łąkę i mnóstwo przestrzeni, a za nią las. Na środku łąki, stała dziewczynka, mniej więcej w moim wieku. Miała różowe włosy i niebieskie oczy; była ubrana w podobny strój co ten facet. A może... kurczaczki! To na 100 % był jej ojciec. Dziewczyna nieśmiało spojrzała w naszym kierunku, lecz potem szybko odwróciła wzrok. Trenowali prawie cały dzień, a ja patrzyłam i walczyłam sama ze sobą aby nie zasnąć. Wczorajszej nocy pierwszy raz spałam wygodnie, od bardzo dawna. Po treningu, obie patrzyłyśmy na siebie zaciekawione, oczywiście żadna z nas nie podeszła do drugiej. W końcu ona do mnie podeszła. Wpadłam w lekka panikę i na początku gadałyśmy właściwie, o ogólnych rzeczach. Lecz po krótkim czasie, zaczynałyśmy czuć się swobodnie w swoim towarzystwie. Było już późno, więc wróciłam do doktora Akihiro. Nie wiedziałam że facet umie tak dobrze gotować. Ale jak nie ma się żony to trzeba się nauczyć...no i teraz ma mnie. Atmosfera w tym domu była cudowna. Gościu wcale mnie nie znał, a zachowywał się jakby był moim ojcem.  Wtedy przypomniałam sobie o tacie, mamie, Taichi'm. Rozpłakałam się przy stole. Akihiro, omal nie spalił kolacji, bo nie wiedział co zrobić i zaczął panikować. I tak mijały dni, potem miesiące i lata. Straż już nie przyszła. Widocznie ukrywali moją tożsamość. Zaprzyjaźniałam się z Asuną, teoretycznie byłyśmy nierozłączne. Razem się bawiłyśmy, razem się śmiałyśmy, razem płakałyśmy i razem słuchałyśmy kazania albo Akihiro, albo jej taty. Również razem trenowałyśmy. Byłam beztalenciem jeśli chodziło o magię ognia, lecz z mieczami to już była inna bajka. Czułam z nimi, jakby niewidzialną więź. W moje 11 urodziny dostałam od Asuny dwa miecze, wykonane na zamówienie. Miały głowice w kształcie smoka a na ostrzach były wygrawerowane dwie postacie. Na jednej był wilk, a na drugiej tygrys. Popłakałam się. Wilk na mojej rodzinnej wyspie był symbolem przebiegłości jak i opiekę, a tygrys waleczności jak i wolność. Pamiętam , że wtedy mało brakowało abym udusiła Asunę w uścisku. Nie chcąc być gorszą, na jej 11 urodziny podarowałam jej księgę czarów. Lecz nie zwykłą, kupiona w księgarni. Oddałam wszystkie swoje oszczędności a i tak Akihiro musiał mi dołożyć. Była to księga czarów magii ognia, zapisywana przez wszystkich znanych magów ognia. Myślałam że mnie udusi, kiedy jej to podarowałam. Kiedy skończyłam 12 lat, Aki, (Akihiro) spytał  czy chciałabym się nauczyć magii, leczenia. Na początku trochę sceptycznie do tego podchodziłam, bo wolałam po prostu pokonać wroga i mieć go z głowy, ale Aki powiedział, że kiedyś możne to uratować czyjeś życie. Pomyślałam o Asunie, i jej wybrykach. I tak oto, taki przygłup jak ja, zaczął uczyć się magii leczenia. Zaczynałam od wkuwania na pamięć wszystkie potrzebne informacje na temat ciała człowieka. Niesamowite, ile my mamy tych kości!! Potem zaczęłam leczyć zwierzęta, najpierw takie małe i bezbronne jak ptaki, do wielkich i potężnych koni. Pierwszy raz użyłam magii leczenia na człowieku, dzięki Asunie. A mówiłam, aby nie biegała tak szybko! To nie było nic poważnego, lekkie zadrapanie, ale płakała jakby ją ze skóry obdzierali. Lata mijały, a ja stawałam się coraz starsza. Pamiętam że pierwszy raz kiedy dostałam okresu, Aki o mało nie dostał zawału. Traktowałam go jak brata, a on mnie jak siostrę, która wiecznie pakuje się w kłopoty. W wieku 15 lat, obiecałyśmy sobie z Asuną, że dołączymy do gildii. Nie ważne kiedy, ważne aby to zrobić. Opanowałam już magie leczenia, a magię podmiany umiałam według mnie, bardzo dobrze. Co prawda nie byłam Tytanią, bo umiałam się przemienić, tylko w moje codzienne ubrania i strój do walki, ale i tak byłam z siebie dumna. Aki pewnego dnia się strasznie nudził, miałam już 16 lat a on 32 i nadal nie miał dziewczyny. Tak mu się nudziło że wymyślił mi ksywkę. Pewnie dlatego że cały czas nawijałam, o Erzie z Fairy Tail. Była tylko dwa lata starsza a już niesamowicie silna. Postanowiłam, że kiedyś ją prześcignę. "Tancerka wojny". Brzmiało booosko. Łaziłam po całym mieszkaniu zadowolona od ucha do ucha i podśpiewywałam z radości. Dodatkowo, jakby tego było mało, pewnego dnia, cóż może nie pewnego; w urodziny Asuny, pan Miko zaprosił mnie do swojego gabinetu. Zdziwiona, podreptałam tam, nie śpieszą się. Po wejściu do środka zorientowałam się że nie jest sam. Pan Miko siedział za dużym dębowym biurkiem i kazał mi usiąść naprzeciwko niego. Usiadłam na wolnym krześle, ponieważ na drugim znajdował się duży koszyk. Przez chwile rozmawialiśmy o moich postępach w magii, śmialiśmy się że Aki zostanie sam z kilkoma kotami i o urodzinowym przyjęciu Asuny. W końcu spojrzał na zegarek i wstał. Mówił że koszyk jest dla mnie i on musi iść teraz załatwić pewne sprawy. Ale powiedział, że jeśli chcę zobaczyć zawartość koszyka, muszę iść na dwór. Po wyjściu taty różowowłosej, od razu chwyciłam koszyk i wybiegłam na łąkę. Był strasznie ciężki. Na łące delikatnie otworzyłam koszyk i przez chwilę nic się nie działo. Nagle, z koszyka wyjrzał mały biały pyszczek. Siedziałam tam, całkiem sparaliżowana. Nawet nie zauważyłam, że już było widać całą, maleńka główkę białego wilka. Wyciągnęłam ją z koszyka. Szczeniaczek miał cudne żółte oczy. Popatrzyła na mnie i od razu zaczęła wyć. Biedactwo, rozpłakała się, ponieważ pewnie za szybko zabrano ją od matki. Pomyślałam, że coś nas łączy. Postanowiłam nazwać ją Namida, co oznacza "łza". Uznałam, ze to idealne dla niej imię. Lecz kiedy tak się jej przyglądałam, zauważyłam że nie był to zwykły wilk. To wilkor !! Wilkory są bardzo podobne do normalnych wilków, właściwie to nie różnią się niczym, poza wielkością. Mogą być tak duże, że na ich grzbietach, spokojnie mogły podróżować 2-3 osoby! Niebywałe, myślałam że wyginęły. Tak, moje życie nie było w pełni cudowne, lecz bywały chwile, kiedy cieszyłam się że żyję. Z tego co wiem, to mój dziad, oficjalnie ogłosił koniec poszukiwań mnie. Ha! Pewnie myślał że nie żyje. Cóż, może niedługo go odwiedzę.Ciekawe czy coś po nim odziedziczyłam? Może mój nos? Albo kości policzkowe  Chociaż mam nadzieje, że nie. A więc witam. Nazywam się Kyoko Hirayama, mam 17 lat, długie blond włosy po ojcu i zielone oczy po matce. Mam 164 cm wzrostu i ważę 50 kg. Zwą mnie też "Tancerką wojny". Zaopiekował się mną Aki, którego uważam za brata, i przyjaźnię się z Asuną, którą uważam za siostrę.  Umiem posługiwać się bronią, lecz preferuje miecze, dodatkowo znam magię leczenia. Umiem grać trochę na skrzypcach, jestem zwariowana, ambitna, lojalna, kreatywna i cierpliwa- zwłaszcza jeśli chodzi o Asunę. Kocham budyń waniliowy i nienawidzę mojego dziadka, oraz zarozumiałych ludzi.
Taka jestem.